Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

brnąć ze straszliwej sytuacji. Bo, oślepiony mirażem majątku Kolbasa, który prawie uważał za swój majątek, Grąż na czas jakiś zapomniał o swych kłopotach, a obecnie te kłopoty i zawisła nad jego głową katastrofa, występowały w całej grozie. A nuż Kolbas nie da ani grosza? A nuż wykręci się z projektowanej spółki, zniechęcony niepowodzeniem projektów małżeńskich, może ostrzeżeniami Ordeckiego i powróci do Ameryki?
— Cóż postanowiłeś? — powtórzył i czuł, jak z niepokoju zamiera w nim serce. — Wszak, jeszcze kilka dni temu twierdziłeś, że „Atobud“ to znakomity interes i że chętnie ulokowałbyś w nim swoje kapitały. Wprawdzie, łączyłeś tę tranzakcję z innemi planami, lecz nie sądzę, by sprawy matrymonjalne mogły stanąć naszej spółce na przeszkodzie?
— Hm... hm... — mruknął Kolbas widocznie zmieszany, nie wiedząc na jaką zdecydować się odpowiedź.
Był mocno zrażony do poprzednich projektów. I on pojmował, że Peggy jest daleka tego, aby zgodzić się na związek małżeński z Dżordżem. Komplikowało to silnie wszelkie sprawy. Bo, o ile przedtem, pomieszczając swoje pieniądźe w „Atobudzie“, tworzył podstawę dobrobytu córki w Polsce, teraz stawało się to bezcelowe, Podobnych interesów, jak „Atobud“, a może znacznie lepszych, było więcej. Na cóż wiązać się z Grążem, przy tak naprężonej sytuacji? Tembardziej, że zarowno „Atobud“, jak i Grąż, podobali mu się coraz mniej. Po bliższem przyjrzeniu się „znakomicie prosperującemu“ towarzystwu budowlanemu, wytrawnym węchem „bussinesmana“ wyczuł punkty niewyraźne. I te niedomówienia i półsłówka Ordeckiego, do którego żywił wielkie zaufanie? I te zachęty i opowiadanie Matakiewicza o niezwykłych zarobkach, podczas gdy

181