Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkie interesy w kraju, o zbliżonym zakresie pracy, ledwie bokami robiły, z trudem wiążąc koniec z końcem? I widoczny pośpiech i niepokój Grąża? Skoro „Atobud“ szedł świetnie, pocóż mu był spólnik? Na te wszystkie szczegóły nie zwróciłby Kolbas uwagi, gdy Peggy zamierzała poślubić Dżordża. W obecnym jednak, stanie rzeczy, uderzały go one dziwnie.
Z drugiej zaś strony, pojmował, że po tylu pertraktacjach i rozmowach nie wypada odejść mu z niczem.
— Hm... — wymówił, po namyśle. Nie cofam tego, com oświadczył przedtem, Ale obecnie, nie będę mógł włożyć do „Atobudu“ więcej, niźli sto tysięcy!
— Sto tysięcy! — wykrzyknął Grąż, a twarz jego stała się purpurowa.
Suma, zaofiarowana przez Kolbasa była znaczna, ale w porównaniu z jego majątkiem, jak i z poprzedniemi zamierzeniami, wyglądała wprost na jałmużnę. Kolbas rzucał sto tysięcy „odczepnego“ Grążowi. Niestety, nie ratowało to ani „Atobudu“, ani interesów dyrektora. By wybrnąć z okropnego położenia, potrzeba było najmniej pół miljona.
— Sto tysięccy! — powtórzył, daremnie usiłując pokryć rozczarowanie. — Sądziłem, że zadeklarujesz większy kapitał!
Kolbas rozkrzyżował ręce.
— W obecnych warunkach, naprawdę nie mogę! Nie miej do mnie żalu, ale sam wiesz, że sądziłem, iż zupełnie inaczej ułożą się nasze sprawy! Gdyby Peggy zgodziła się pozostać w Polsce... Ale teraz może zechce powracać do Stanów Zjednoczonych... Muszę się z tem liczyć i zbytnio mi angażować się nie wolno...

182