Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale cóż ma małżeństwo Peggy wspólnego ze zwykłą tranzakcją handlową! — zawałał podniecony Grąż. — Jeśli zdecydowany jesteś włożyć sto tysięcy, łatwo posunąć się możesz dalej... „Atobud“ nabierze rozpędu, gdy otrzyma pół miljona...
Nieuchwytny błysk zamigotał w źrenicach Kolbasa.
— Nabierze rozpędu? — podkreślił. — Przecież, wciąż twierdziłeś, że idzie doskonale?
Grąż poczuł, że wpadł w pułapkę.
— No tak... tak... — bąknął. — Doskonale! Doskonale.. Tylko, mój drogi, aby dokonać tej rozbudowy interesu, o jakiej wspominaliśmy, należy mieć w płynnej gotówce pół miljona... Wtedy „Atobud“ stanie się wielkiem przedsiębiorstwem...
— Nic nie poradzę! — odparł chłodno. — Ofiaruję sumę, jaką jestem w stanie zaofiarować! Przypuszczam, że przy wielkim braku pieniędzy w Polsce, może ci ona być pomocną! Nie nalegaj! Więcej nie dam! My, w Ameryce, podobne sprawy przywykliśmy załatwiać krótko.
Ton Kolbasa zabrzmiał ostro i przecinał możliwość wszelkiej dalszej dyskusji.
Grąż zagryzł wargi.
— Domyśla się — przemknęło w jego głowie — że oblagowywałem go stanem interesów „Atobudu“, a naprawdę znajduję cię w ciężkiej sytuacji! Jako odszkodowanie za niedoszłe małżeństwo Peggy z Dżordżem, ciska sto tysięcy! Tylko nie domyśla się całej prawdy...
Aż krople potu wystąpiły na czoło dyrektora. Cóż mu przyjdzie z tych stu tysięcy? Nie załata niemi wszystkich dziur! Więc bankructwo, skandal, więzienie?

183