Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie uczyniłem tego, właściwie, dla pana! — mruknął. — Raczej dla panny Peggy... i Reny...
Choć zdanie brzmiało trochę zagadkowo, nie miał czasu dyrektor nad niem się zastanawiać, bo w tejże chwili Peggy zawołała z triumfem:
— Więc skoro wszystko ułożyło się pomyślnie, możemy zmienić temat! Musze zakomunikować niezwykle ważną wiadomość! Inżynierowi Ordeckiemu udało się pochwycić moralnego sprawcę śmierci jego żony! Jest to łotr nad łotrami i znajduje się już w więzieniu!
— Któż, taki? — zawołali jednocześnie Grąż i Kolbas.
— Nasz wspólny znajomy! „Hrabia“ O‘Brien! Mam wrażenie, że i ja przyczyniłam się nieco do jego zdemaskowania!
— Ach!
Choć Grąż był rad, że wykryty został prawdziwy winowajca, mimowoli pochylił czoła. Niemiłem echem odbiły się w jego duszy stare wspomnienia. Czyż i w tej sprawie nie zawinił ciężko wobec Ordeckiego, człowieka, który mu się taką szlachetnością odpłacał?
Rumieniec wstydu oblał policzki dyrektora i nie śmiał podnieść oczów na inżyniera. Jednocześnie jednak poczynał pojmować pobudki, kierujące czynami Peggy, które dotychczas wydawały mu się niezrozumiałe...

Nieco później, kiedy Dżordżo pozostał sam na sam z kuzynką, wprost zapytał:
— Peggy! Odpowiedz mi szczerze, co skłoniło cię do tego, abyś w podobny sposób postąpiła?
Jęła się śmiać.

194