Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Dymski z powątpiewaniem potrząsnął głową.
— Cóż! — rzekł Możemy przetrząsnąć starannie całe mieszkanie! Lecz nie sądzę, by drobiazgowa nawet rewizja dała jaki rezultat! Jeśli pańska żona, w najtragiczniejszym momencie, na parę minut przed śmiercią, nie miała odwagi wyznać nazwiska tego, który ją skrzywdził, mniemam, że postarała się również dobrze o to, by zatrzeć wszelkie inne ślady.
— Czemu? Czemu?
— Nie pojmuję! Niezrozumiały jest dla mnie ten lęk! Ale do prawdy docierać musimy inaczej! Może służąca, Małgorzata, zechce nam opowiedzieć szczerze o wszystkiem, co się ostatnio działo?
Ordecki już znalazł się przy Małgorzacie. Ta wciąż stała w rogu pokoju, patrząc błędnym wzrokiem na swą leżącą panię i szlochając cicho. Potrząsnął mocno starą służącą za ramię.
— Małgorzato! — zawołał — Na miłość boską! Mów, mów, co wiesz! Toć, chyba nie pragniesz, by śmierć Lili, którą tak kochałaś, uszła bezkarnie?
Skrzywiła się boleśnie.
— Kiedy ja nic nie wiem! — wyszeptała — Nic... Ja miałabym nie powiedzieć panu? O, niech zginie ten przeklęty łajdak, przez którego popełniło samobójstwo moje, biedne maleństwo...
— Ale — naglił teraz komisarz może pani Małgorzata nam powtórzy, co zauważyła dawniej niezwykłego w postępowaniu pani? Jakie było zachowanie się pani Ordeckiej, po powrocie, o północy do domu?
— Ostrzegałam przecież dziś wieczór, mojego pana — poczęła — że pani jest zmieniona, nieswoja. Że, gdy zostaje sama w domu, rozpacza i płacze...

16