Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

mną! Wreszcie powiedziałem sobie, niech się dzieje co chce, byle skończyć z tem bagnem... Przygotowany byłem na najgorsze, nawet na więzienie, bo każdy musi ponieść karę za popełnione winy! Tyś ocaliła mnie, w sposób więcej niż szlachetny! Sam nie wiem, czy ci mam dziękować, czy się tego wstydzić! Ale, postępowanie twoje, mimo wszystko, świadczy, że żywisz dla mnie jakieś cieplejsze uczucie! Nie odtrącaj mnie, Peggy! Czy i nadal... no choćby... tylko na twoją przyjaźń mogę liczyć?
Teraz jej twarzyczka przybrała wyraz prawie surowy.
— Nie sądź, — odrzekła — iż cała ta historja jest powtórzeniem jakiegoś sensacyjnego filmu! Bohaterka wyciąga bohatera z trzęsawiska, w którem grzązł dotychczas, by przejść do porządku dziennego nad wszystkiem, co się działo poprzednio, wyjść za niego za mąż i osypywać go złotem! Twardą pracą musisz odkupić twoje lekkomyślności i nie zapominaj, że jesteś moim dłużnikiem!
— Nie lękam się najcięższej pracy!
— Jeśli zgodzisz się zacząć od początku, jeśli przyjmiesz choć najskromniejszą posadę w biurze, pod twardą ręką Ordeckiego, zmienię o tobie zdanie. Pracuj i postępuj tak, jak pracował i postępował mój ojciec!
— Nie cofnę się przed niczem! — zawołał ze szczerem przekonaniem. — A z moich zarobków będę spłacał dług, który tak wspaniałomyślnie za mnie pokryłaś.
— Słowa — wyrzekła — nic nie znaczą, jeśli nie są poparte czynem! Daj dowód, żeś się zmienił! A o ile — tu nagle głos Peggy stał się dziwnie miękki i ciepły — przerodzisz się z Dżordża na ener-

197