— I ja tak sądzę! — potwierdziła panna i nie zadawała już więcej pytań, niby pochłonięta jakąś myślą. Tylko w jej oczach przemknął dziwny błysk.
Pani Małgorzata, która widocznie nie znała Ordeckiego i nie czytała pism, nie odezwała się ani słówkiem, gdyż nie interesował jej ten temat, Czem innem miała myśl zaprzątniętą, szykując dla męża niespodziankę, a na jej twarzy rozlewał się powoli wyraz dumy. Nie spostrzegł go jednak Grąż, zaprzątnięty własnemi troskami.
Może rozważał on teraz, co się stanie z niemi wszystkiemi, gdy wybuchnie skandal. Co się stanie z tą żoną, której ludziom pokazać nie można, ale która spędziła tyle lat przy jego boku. Jaka będzie przyszłość tej Reny, rozkapryszonej i czasami nieznośnej, ale bądź, co bądź jego córki, dla której pragnął świetnej przyszłości? Co zrobi najbliższy mu, ukochany Dżordżo, jego chluba i duma, który jest niezdatny do żadnej, ciężkiej pracy i na swe utrzymanie nie umie zarobić. Pragnął szczytów, dostojeństw, bogactwa. A tu grozi katastrofa... hańba, nędza, więzienie... Co oni poczną i czy on się wykręci?
Mózg dyrektora, przywykły do różnych karkołomnych skoków i wychodzenia z najcięższych sytuacji pracował daremnie, nie znajdując wyjścia, gdy w tem z zadumy, wyrwał go głos żony.
— Mam ci ważną wiadomość do zakomunikowania! — wyrzekła z namaszczeniem.
Szykawała się do tego frazesu oddawna.
— Co się stało?
Pani Małgorzata uczyniła tajemniczą minę.
— Spodziewam się wizyty!
— Czyjej?
Twarz dyrektora nie wyrażała zachwytu. Przywykł on do tego, że pani Małgorzata, chcąc popi-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
37