Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

w tym luksusowym pokoju, do którego na pozór nie docierała żadna codzienna troska — zawisło groźne niebezpieczeństwo — i ona też marzyła o tym związku.
Nie łączył jej z Dżordżem zbyt bliski stosunek. Raczej odwrotnie. Dżordżo traktował ją prawie z lekceważeniem, czasem pozwalał sobie nawet na żarciki w oczy. Ale każde serce matczyne jest jednakie i gdy dziecko najbardziej nawet dokuczy, zawsze pozostaje dzieckiem, Dżordżo był taki elegancki i wytworny, że niekiedy zdumieniem ją napawał, że jest jej synem Dżordżo, ożeniony z amerykańską miljonerką, stałby się jeszcze większym panem, dokoła którego skakaliby wszyscy. Że jej się spodoba, nie wątpiła na chwilę. Toć Dżordżo władał nawet angielskim językiem, a dla pani Małgorzaty mówienie po angielsku, oznaczało to samo, co zostać ministrem.
Grąż pierwszy przerwał milczenie, spowodowane doniosłą wiadomością.
— Rad jestem z takich gości! — mówił z obliczem rozpromienionem — Pragną zatrzymać się u nas, bo im wygodniej tu będzie, niźli w hotelu? Ależ oczywiście Małgosiu... Ustąpimy im dwa najlepsze pokoje... Jeden dla Peggy, drugi dla Janka, żeby się czuli, jak u siebie w domu. Czy im odpisałaś?
— Nie jeszcze. A z przyjazdem oczekują tylko na moją odpowiedź...
— No, to odpisz natychmiast! Nie, raczej ja odpiszę, że ich serdecznie zapraszam! Albo, lepiej jeszcze. Wyślę telegram...
Pani Małgorzata, jakby pojmując pośpiech męża, skinęła głową.
— Wyślij telegram!

42