Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

cjach... Udaje nie wiedzieć kogo, dmie i zadziera nosa do góry. Posiada, podobno rozległe stosunki i nieraz widywałam ją w pierwszorzędnych towarzystwach, szczególniej panów. Zastanawiało mnie oddawna z czego ona żyje? Więc, w jej mieszkaniu mieści się klubik, a ty dopiero teraz opowiadasz o tem Tomie? — zwróciła się do brata z wymówką.
Tamten dalej wyjaśniał:
— Mówię ci, że nie lubię powtarzać niesprawdzonych plotek... Ale, obecnie nastąpiły wyjątkowe okoliczności. W mieszkaniu tej baronowej odbywają się od czasu doczasu bardzo dziwne zebrania. Dziwne, a tak znakomicie zakonspirowane, że wieść o nich do szerokiego ogółu nie przenika...
— No... no... — mruknął Grąż, coraz więcej zainterersowany. — Jakiegoż charakteru są te zebrania?
— Podobno wszystko, co pan chce! Opjum, kokaina, haszysz, wieczory o wybitnie erotycznym charakterze, podczas których mężczyznom i kobietom za cały strój służą maski jedynie... Jednem słowem, dziać się tam mają wyuzdane orgje...
— Któż w nich uczestniczy?
— Otóż to właśnie! Wendenowa ściąga wyłącznie panie z towarzystwa, aby tem lepiej je omotać. Skoro, która tam wpadnie raz na zawsze pozostaje w jej sieciach, lub też kończy samobójstwem. Parę podobnych wypadków, jakoby, zatuszowano starannie.
— Ona sama to organizuje?
— Nie! I tu właśnie zaczyna się groźna zagadka. Szczegóły, jakie powtarzam pochodzą właśnie z ust tej pani, o której wspomniałem, a która w przystępie wyjątkowego zdenerwowania opowiadała mi je z oburzeniem i z pasją...

51