Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze oprocentowanej pożyczki, ale i urobił odpowiednią atmosferę w biurze.
Pojawienie się Ordeckiego zostało powitane spojrzeniami pełnemi współczucia, a Matakiewicz, długo ściskając jego rękę, wymówił:
— Pan inżynier jeszcze blady i zmieniony! Rozumiem... Ale, da Bóg otrząśnie się ze swych ciężkich zmartwień przy pracy, bo znaczna praca teraz czeka!
Aczkolwiek dobrze nie rozumiał Ordecki, jaka go może czekać praca, bo niedawno oświadczył mu Grąż, że o ile nie wpłyną dodatkowe sumy od udziałowców, niemożliwe jest wykańczanie budowli, a ta właśnie techniczna część roboty wchodziła w zakres obowiązków Ordeckiego, wszedł on nie zwlekając do gabinetu Grąża.
I dyrektor powitał go niezwykle serdecznie. Powstał za swego wspaniałego biurka i nie patrząc Ordeckiemu w oczy, bo choć ciężar odpowiedzialności za śmierć Lili spadł mu z serca, ale bądź co bądź wyczuwał pewne zażenowanie, oświadczył:
— Witam drogiego kolegę! Przychodzi pan powoli do siebie? Prawda? Ciężko skrzywdziły kolegę losy, lecz nie należy tracić otuchy... Przyszłość może okaże się lepszą.
A, gdy Ordecki tylko skinieniem głowy wyraził wdzięczność za tę pociechę, dalej mówił:
— Najlepiej człowiek zapomina o swych troskach przy robocie! A duża praca rychło kolegę oczekuje! Za miesiąc, najdalej półtora przystępujemy do ostatecznego wykończenia budowli.. Uspokoją się akcjonarjusze, bo na jesieni już zamieszkają we własnych domach! Zechce kolega poczynić wszelkie przygotowawcze prace, bo czas nagli.
— Ależ z największą chęcią, panie dyrektorze — odparł Ordecki uśmiechając się nieco w du-

68