Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Żadna siła nie przykułaby teraz Ordeckiego do biura. Nawet, gdyby mu zagrożono natychmiastową dymisją. Powrzucał papiery, leżące w nieładzie na biurku do szuflady, szybko zamknął ją na klucz i nie zaznaczywszy nawet nikomu, że opuszcza biuro, wybiegł z lokalu „Atobudu“. Po chwili, pędził taksówką w stronę Urzędu Śledczego.
Zastał komisarza Dymskiego, w dużym sztywnym pokoju, o biało pomalowanych ścianach, które zdobił szereg półek z aktami.
— Proszę zająć miejsce! — wskazał mu ten na stojące naprzeciw siebie krzesło, wcale nie zdziwiony jego pośpiechem, — zaraz pogadamy.
Podpisał jeszcze jakichś parę papierów, doręczył je sekretarzowi, poczem sprawdziwszy, czy drzwi zostały zamknięte, za biurkiem zajął miejsce, naprzeciw Ordeckiego.
— Pozwoliłem sobie pana niepokoić — rzekł — gdyż choć nie zdobyłem niezbitych danych, posiadam pewne poszlaki.
— Poszlaki? — powtórzył Ordecki z zaciekawieniem.
— Tak! Udało mi się stwierdzić, w jaki sposób nieboszczka spędziła ostatnie dnie przed śmiercią!
Uczynił pauzę, w gabinecie zaległa pełna skupienia cisza, poczem, po chwili ciągnął dalej:
— Ustaliłem więc, że parokrotnie odwiedziała dancing pod „Złotą Papugą“, w towarzystwie przyjaciółek!
— Och! Te dancingi! — wykrzyknął Ordecki.
— Tam, tańczyła często z zawodowym tancerzem, niejakim Tomem.
Twarz Ordeckiego pobladła. Komisarz pośpieszył go uspokoić.
— Jest to nieciekawy ptaszek, ale z naszą sprawa niema nic wspólnego! Szantażysta na małą ska-

71