Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

lę zadawalniający się drobniejszemi sumkami, wyciąganemi od niewiast. Tem więcej, że nieboszczka, choć często z nim tańczyła, nie przekraczała nigdy granic przyzwoitości i zachowywania się względem niego nawet dość ozięble.
— Więc? — zapytał Ordecki, nieco rozczarowany, nie pojmując dokąd komisarz zmierza.
A ten dalej wyjaśniał.
— Opowiadam panu to wszystko, aby wykazać, żeśmy poruszyli niebo i ziemię, byle tylko zebrać najdrobniejsze szczegóły. Ale, to nie wszystko. Pochwyciłem inną nić. Nić, bardzo ciekawą, choć słabą. Jeden z moich ludzi twierdzi, iż wydawało mu się, że widział pańską żonę, wchodzącą do domu, w którym zamieszkuje baronowa Wenden.
— Baronowa Wenden? — powtórzył Ordecki ze zdziwieniem całkowicie nieznane mu nazwisko — Któż to taki?
— O, bardzo interesująca osobistość! — odparł z jakimś dziwnym przekąsem komisarz. — Bardzo interesująca! Wdowa po baronie niemieckim, który był pułkownikiem w carskiej służbie, jak to się często w Rosji zdarzało i został zabity w czasie wielkiej wojny. Przybyła ona do Warszawy z Sowietów, przed kilku laty i choć majątku nie posiada, żyje wystawnie, na bardzo szerokiej stopie!
— Ale, skąd moja żona do niej? — wyrzekł Ordecki, coraz bardziej zdumiony — Nigdy mi nic nie wspominała o tej znamości!
Komisarz uczynił tajemniczą minę.
— Tu zaczyna się zagadka, a panie naogół niechętnie wspominają o tej znajomości.
— Co?
— Bo, o baronowej Wenden krążą jaknajdzi-

72