Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

dowców widział ją, gdy wchodzła i wychodziła parokrotne z domu Wendonowej.
Ordeckiego aż poderwało z krzesła.
— Poczyna mi się rozjaśniać w głowie! — wykrzyknął — tam mieściłaby się owa potworna szajka, jaka pchnęła nieszczęsną w objęcia śmierci! Pędzimy natychmiast, panie komisarzu!
Lecz, komisarz uśmiechnął się lekko z tego pośpiechu Ordeckiego.
— Skoro panu powiadam — rzekł — że nie decyduję się na rewizję, to i oficjalna wizyta nie zdałaby się na wiele. Wendenowa umie zacierać ślady. Nie wolno mi postąpić lekkomyślnie, choć i ja mam najgłębsze przekonanie, że śmierć pańskiej żony łączy się z praktykami Wendenowej.
Ordecki pochwycił się oburącz za czoło.
— Cóż robić? — zawołał — Patrzeć spokojnie na to, co wyrabia ta baba przeklęta? Mają jej ujść bezkarnie wszystkie sprawki?
— Nie! — zaprzeczył Dymski — Mowy o tem niema, żeby jej zbrodnicze machinacje uszły bez kary! Ale do zdemaskowania jej należy sprytnie się zabrać!
— Jak?
Dymski zastanawiał się chwilę, poczem wymówił — Od wczoraj już powziąłem ten projekt, a nawet poczyniłem pewne przygotowania! Ponieważ nie możemy złożyć Wendenowej oficjalnej wizyty, odwiedzimy ją prywatnie!
— Prywatnie?
— Tak! Udamy zamożnych przejezdnych, którzy pragną się u niej „zabawić“! Gdybym zgłosił się tak wprost z ulicy, wyrzuciłaby mnie za drzwi. Ale, znam na szczęście, kogoś, kto u niej bywa i niejedną „miłą“ chwilę tam przepędzał, księcia Korelskiego. Jest on chwilowo nieobecny w Warszawie, lecz

74