Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze! Zagramy w otwarte karty, pani baronowo! Zadam więc wprost pani zapytanie! Czy znała pani nieboszczkę Lili Ordiecką, małżonkę tu obecnego inżyniera Ordeckiego!
— Nie znałam! — zabrzmiała sucha odpowiedź.
— Hm... A mnie się wydaje inaczej.
Wendenowa zmarszczyła czoło.
— Wątpi pan w prawdę moich słów! Bardzo mi przykro! Czy wolno zapytać zkolei, w jakim charakterze pan mnie o to bada, panie komisarzu? — mocno podkreśliła tytuł Dymskiego.
— Choćby, w oficjalnym!
— Ach, w oficjalnym! No, to powtarzam panu, że, niestety nie znałam osobiście zmarłej tragicznie pani Ordeckiej, a o jej śmierci wiem jedynie z gazet.
Nie spuszczał oczów z Wendenowej.
— A ja posiadam informacje, że parokrotnie odwiedzała ona panią!
— Odwiedzała? Nadzwyczajne! Widocznie lepiej pan wie odemnie, kto tu bywa!
— A jednak...
W oczach kobiety zamigotał gniew i mocno uderzyła ubrylantowaną dłonią o poręcz niskiej otomany, na której siedziała.
— Panie Dymski! skończmy z tem, wreszcie! — wyrzekła z mocą — Czyż pan sądzi, że nie jestem świetnie poinformowana, o dyskretnej opiece, jaką mnie pan od pewnego czasu otacza? Dyskretnej, lecz niezbyt zręcznej! Bo, nietylko wiem, iż koło mego domu krąży stale wywiadowca, ale dotarły do mego słuchu pańskie dopytywania się o moją przeszłość i z czego właściwie żyję...
Ordecki nie spuszczał oka z przekwitłej wschodniej piękności. Śledził gniewne błyski, przebijające się w jej wyrazistych oczach, łowił każde drgnięcie matowej, o prawidłowych rysach twarzy.

80