Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

I choć w tonie baronowej przebijała duma i zadraśnięta miłość własna ambitnej kobiety, którą policja prześladuje niesłusznie, wydawało mu się jednak, że w jej słowach brzmi jakaś fałszywa nuta i że swem energicznem wystąpieniem pokrywa ona wewnętrzną obawę. Coś odpychało Ordeckiego od tej wytwornej pani i nie wiedzieć czemu sądził, że ma przed sobą najgorszego wroga.
— Należało się zwrócić wprost do mnie — mówiła dalej podniecona — a oświadczyłabym panu to, o czem wie cała Warszawa. Jestem wdową po rosyjskim pułkowniku, bardzo zamożnym człowieku i żyję z resztek fortuny, która, na szczęście, od bolszewików ocalała. Bywa u mnie szereg znanych ludzi, posiadających na całą Polskę, głośne nazwiska, lecz nie uprawiam w mem mieszkaniu żadnych orgij, gdyż inaczej właśnie ci ludzie u mnie nigdy by nie bywali...
— Ależ, pani baronowo...
— Pozwoli pan mi dokończyć! Może właśnie dlatego, że przyjmuję tylko bardzo doborowe towarzystwo, a dom mój jest zamknięty dla zwykłej hołoty, któś złośliwy rozpuścił łaskawie pogłoskę, że u mnie odbywają się tajemnicze zebrania. Zaraz opowiem, jak wyglądają te zebrania. Przychodzi kilku znajomych na skromną herbatkę i bridża! Oto wszystko! A nie na kokainę, morfinę i erotyczne ekscesy, jak pan mniema, panie komisarzu! Więcej powiem dziwię się panu, że pan znając doskonale, podobnie plotkarskie miasto, jakiem jest Warszawa, uwierzył idjotycznym słuchom. Należało już dawno, zwrócić się do mnie wprost, a oszczędziłoby to wiele czasu panu i pańskim wywiadowcom!
— Zapewniam...
— Proszę nie zaprzeczać, panie komisarzu! Cóż innego oznaczałaby w takim razie pańska dzisiejsza

81