Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

wizyta! Uroiło się panu, że to ja zdeprawowałam panię Ordecką i dlatego sprowadził pan jej małżonka, wciskając się do mnie pod obcem nazwiskiem i napomykając o jakichś „zabawach“.
— Ależ...
— Pragnie pan się dowiedzieć — znów nie pozwoliła mu dokończyć — czemu pana, w takim razie przyjęłam? Bo miałam tego wszystkiego dość! Kiedy rozmawiał pan ze mną telefonicznie, już wiedziałam, z kim mówię! Bo książę Korelski, na którego pan się tak powołuję, dziś zrana powrócił niespodzianie do Warszawy, a nawet przed kilku godzinami mnie odwiedził...
Dymski poczerwieniał i pojął, jak nierozważny był jego krok.
— Również, wiedząc z jakiej przyczyny pan mnie śledzi, domyślałam się, kim jest ten drugi, fabrykant z Katowic! Oto wszystko! Ale jeszcze jedno chciałabym panu zaznaczyć, panie komisarzu! Sądzi pan, że na wiele sobie pozwolić ze mną można, bo jestem, samotną, bez opieki kobietą! Otóż, myli się pan grubo! Znajdą się tacy, którzy staną w moje obronie! I gdyby nie skończyła się ta nieproszona z pańskiej strony opieka, wiem do się zwrócić i obawiam się, że niezbyt panu to przyjemnie będzie, a nawet mocno może zaszkodzić w służbowej karjerze!
Dymski poczerwieniał.
Nie tyle go drażniła zupełnie jasna pogróżka, nie tyle go gniewało, że dał się zdemaskować i teraz może ponosić tego konsekwencje, co świadomość, że jego informacje nie były fałszywe i że w tem mieszkaniu i poza jej słowami, ukrywa się „coś“, czego nie może pochwycić.
Nie wytrzymał.

82