Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

Na tę wzmiankę dyrektor oczekiwał oddawna. Choć łaknął przypływu gotówki, niczem kania deszczu, jako zręczny polityk, pierwszy nie poruszał tego tematu, jeno półsłówkami, od czasu do czasu, dawał do zrozumienia, że bardzo dochodowe jest jego przedsiębiorstwo.
Teraz, ukradkiem obserwując Kolbasa, odparł:
— Każda firma, o ile posiada zdrowe podstawy musi prosperować! Ale i my — chytrze dodał — cierpimy na brak płynnej gotówki i gdybyśmy posiadali większe obrotowe kapitały, to i dochody byłyby znaczniejsze.
Z natężeniem, oczekiwał, jakie wrażenie wywrze to oświadczenie. I nie zawiódł się w swych przewidywaniach. Bo po twarzy Kolbusa przebiegł lekki uśmiech i mrugnąwszy przyjacielsko w stronę Grąża, rzucił:
— Właśnie, chciałem z tobą o tem pogadać!
Ale, pannie Peggy znudziła się ta poważna rozmowa, i odezwała się:
— Dosyć! — zawołała, z rozkapryszoną minką, przeplatając, jak to było w jej zwyczaju, polskie słowa angielskiemi wyrazami. Starsi panowie pójdą sobie do gabinetu i tam będą rozprawiali o swoich interesach! Nas to mało zajmuje! Mamy ważniejsze sprawy na głowie! Mianowicie, jak spędzimy dzisiejszy wieczór?
— Może, do teatru? — zapronował Dżordżo.
— Do teatru? Nudne!
W rzeczy samej, panna Peggy spędzała czas w Warszawie dość jednostajnie. Po wystawnym obiedzie u Grążów, towarzystwo szło zwykle na przedstawienie do któregoś teatru, a później następował powrót do domu, rzadko kiedy odwiedziny kawiarni, lub restauracji i to zawsze najsolidniejszej. Podobny ceremonjał, zaprowadził Grąż, może chcąc

90