nich swe palce i szukała czegoś pośpiesznie. Wreszcie, znalazła.
Była to mała buteleczka, opatrzona trupią główką. Tę truciznę, Lina, na wszelki wypadek, przechowywała u siebie oddawna...
Na którymś z zegarów wybiła jedenasta...
W tymże czasie, w mieszkaniu Kunar-Thavy, rozgrywały się zgoła inna scena.
Wryński, śmiał się jeszcze długo, gdy odeszli nieproszeni goście — Różyc i Grodecki — z udzielonej im „nauki”. Wtórowała mu Sara, która przez uchylone drzwi doskonale widziała całą tę scenę, nawet cicho chichotał blady sekretarz.
Ale, później Wryński spoważniał. Czoło jego zasępiła chmura i czynił wrażenie człowieka, którego w najbliższym czasie oczekuje poważne zadanie i który nie wie, czy mu należycie sprosta.
Jął wydawać dziwne zarządzenia. Zwolnił Kurowskiego, wyprawił dokądciś na noc służbę.
— Musi być zachowana najgłębsza tajemnica! — oświadczył Sarze, gdy pozostali sami.
I Sara, również, straciła swą zwykłą pewność siebie. Chwilami, w jej oczach przebiegał niepokój — a im dalej posuwały się wskazówki zegara, tem silniej objawiało się jej zdenerwowanie.