Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Czarny trójkąt, podstawą odwrócony do góry.
Co oznaczał ten znak nie sposób było narazie ustalić.

Kiedy młody inżynier Jan Grodecki, czytał w wieczornem piśmie te wszystkie wiadomości, wstrząsnął nim niepochwytny dreszcz. Nie dlatego, by był wyjątkowo nerwowy, lub wrażliwy. Przeciwnie, Grodecki należał do silnych i niezwykle trzeźwych natur. Ale, przeczytana krótka reporterska wzmianka z innych względów zastanowiła go mocno.
— Psia krew! — zaklął, zmiął niecierpliwie gazetę i spojrzał na zegarek.
Dochodziła szósta. Choć, nie umówił się z Murą, postanowił natychmiast odwiedzić narzeczoną.
Narzeczoną młodego inżyniera — przynajmniej sam w swem przekonaniu za taką ją uważał — była panna Mura Rostafińska, osóbka wielce samodzielna, nawskroś nowoczesna i rozkapryszona.
Zamieszkiwała ona, wraz ze swą matką, na pierwszem piętrze własnej kamienicy, którą wraz ze znacznemi kapitałami pozostawił w spadku, znany w stolicy lekarz, zmarły przed kilku laty.
Panna Mura liczyła lat dwadzieścia, a że matka jej, od śmierci męża, osoba apatyczna i łagodnego charakteru, poświęciła się prawie wyłącznie sprawom dobroczynnym, na córkę mało zwracając uwagi — ta czyniła co chciała, pozostając właściwie bez niczyjej opieki i kontroli.
— Muszę stanowczo rozmówić się z Murą! — przebiegło w myślach Grodeckiego, gdy ubierał się pospiesznie i opuszczał swe mieszkanie. — Tak, dalej iść nie może! Dziewczyna popełnia szaleństwo za szaleństwem i zadaje

6