żony jej niezadowoloną miną. — Postanowiliśmy panią uratować, choćby wbrew jej woli, o Wryńskim zaś posiadałem różne informacje. Między innemi i tę, że utworzył on jakieś potajemne bractwo i wciąga do niego różne młode i niedoświadczone kobiety.
— Kiedy... — znowu usiłowała mu przerwać.
— Zechce pani słuchać spokojnie, o ile pragnie poznać prawdę. Otóż, wiedziałem, — nie powtarzał szczegółów o hrabiance Izie M. — że Lesicka, choć należy do tego związku, nienawidzi Wryńskiego i pragnie się z tamtąd wydostać.
— Co? — zawołała z niedowierzaniem, na tyle sprzeczną wydała się jej ta wiadomość z własnemi spostrzeżeniami. — Lina nienawidziła Wryńskiego? Myli się pan, bo..... — nagle urwała, spostrzegłszy, że swemi słowami, sama się demaskuje.
— Wcale się nie mylę! Wnet pani się przekona, dlaczego! Zwróciłem się, tedy do Lesickiej, błagając ją o bliższe informacje o Wryńskim. Działo się to wczoraj wieczorem. Zastałem ją w stanie straszliwego zdenerwowania. Po pewnem wahaniu, jęła mi mówić rzeczy okropne. Że jest tą, która z polecenia Wryńskiego, ściąga do związku, różne nowicjuszki... Że wciągnęła hrabiankę Izę M. i panią... Dalej mówiła, że każdej kobiecie grozi tam niehybna zguba i że nadal niema zamiaru przykładać ręki do tych zbrodni, choć znajduje się całkowicie we władzy tego łotra... Że dzieją się tam rzeczy tak potworne, iż niema siły ich powtórzyć. Woli to uczynić listownie, w postaci szczerej spowiedzi...
— Napisała? — padło z ust Liny niecierpliwe zapytanie. — Gdzież ten list?