Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

kartka papieru, na której widniały wynotowane różne słowa. Wskazał na nie.
— Lesicka — wyjaśniał — pisząc swą przedśmiertną spowiedź, suszyła list o tę bibułę. Zachowało się niewiele. Tylko niektóre wyrazy. Ale, wywnioskować z nich można bardzo dużo. Szczególniej, o ile dopomoże mi pan Różyc...
— Jakie wyrazy? — zapytał, zaciekawiony. Den, ujął kartkę do ręki i powoli odczytywał:
— Oprócz... mieszkania... dwa lokale.. tam.. zebrania... Skolim... Brwin... Udaje... przeb::: czarna broda, okul.... Najb... jutro.. wiecz.. ceremon.. Baf.. ohyd..
— Ach! — wykrzyknął Różyc.
— Z tego wynika jasno — mówił komisarz Den — że Wryński, prócz swego mieszkania przy ulicy Koszykowej, posiada jeszcze dwa lokale i tam urządza zebrania swego związku „Braci i Sióstr Odrodzonych”. Dalej, wynika, że zakonspirowane pomieszczenia znajdują się, dla niepoznaki, w dwóch różnych miejscowościach — Skolimowie i Brwinowie. Zebrania odbywają się w nich, zapewne, na zmianę, aby trudniej było te gniazda zepsucia wyśledzić, a Wryński jeździ w przebraniu, przyprawiwszy sobie czarną brodę. Otóż, przypilnujemy szanownego maga wieczorem tak, że z brodą, czy bez brody wpadnie w nasze ręce. Gdyż wyraźnie z tych urywków wynika, że zebranie ma się odbyć „jutro”, więc dzisiaj wieczorem... Jakaś ceremn... czyli ceremonja Baf... Tego, nie rozumiem? Czy pan się nie domyśla, co to znaczy panie Różyc?
— Tak zwana ceremonja Bafometa!
— Jakiś niecny obrządek?

Różyc spoważniał

131