— Ja, panno Muro! — odparł z uśmiechem.
Twarz miał gładko ogoloną, bez zarostu jaki zazwyczaj nosił i wyglądał bardzo młodo. Ale, choć te szczegóły zmieniały mocno powierzchowność Wryńskiego, Mura w swym gnieździe nie zwróciła na nie uwagi.
— Pan mnie przywiózł? Wbrew mej woli?
Łagodnym głosem począł przemawiać:
— Rzeczywiście, postąpiłem nieładnie. Ale, pani sama temu winna. Przybyłem, aby ją zaprosić na pewną naszą ceremonję, a pani kazała mi wynosić się natychmiast!
— Po tej historji z Lesicką? Po jej samobójstwie? Co za czelność!
— Nie mam pojęcia — odparł — czemu pani Lesicka odebrała sobie życie. Mnie zaś uczynić pani może tylko jeden zarzut. Że wziąłem jej weksle. Te weksle, za chwilę zwrócę...
Oniemiała.
— Resztą, to brudne plotki niejakiego Różyca, mocno nieciekawego jegomościa. Chciał, koniecznie, dostać się do naszego związku, a ja go nie przyjąłem. Mści się, jak może.
Sama nie wiedziała, co sądzić o tej historji.
— Ale, czemu mnie pan tu przywiózł?
— Chciałem dać małą naukę, że tak postępować nie wolno. Bądź co bądź jest pani członkiem bractwa, a ja jej zwierzchnikiem! Przyznaję się więc, że panią zahypnotyzowałem i w tym stanie tu przywiozłem. Cały dzień przespała pani na kanapce. Widzi pa i sama, że nie jestem takim człowiekiem, za jakiego mnie przedstawia pan Różyc, gdyż choć była pani całkowicie w mej włazy, nie stała się jej najmniejsza krzywda, a mogłem ją