Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

sienie i tam przystanęła. Raptem, z jej ramion zsunął się pałszcz — i ukazała się zebranym całkowicie nago. A kształty jej i ciało były tak piękne i doskonałe, że rozległy się ciche wykrzykniki:
— Jak cudna jest, nasza Królowa Sabbatu!
Legła na ołtarzu, a Wryński pod jej głowę podsunął znajdującą się tam poduszkę. Później, pochylił się i na jej obnażonem ciele złożył długi pocałunek. Następnie, zwracając się do zebranych, głośno wymówił słowa:
— Gloria in profundis Bafometi! In profundis Satani glaria! (Chwała w głębokościach Bafometowi, w głębokościach szatanowi chwała!) Satana! Exandi orationem meam et clamor meus ad te veniat!
Mura drgnęła. Pomijając już sam fakt bezczelnego widoku leżącej na ołtarzu nagiej kobiety, dobiegło jej słuchu wyraz — szatan. Nie rozumiejąc po łacinie, nie pojęła sensu zdania — lecz słowo to napełniło ją lękiem Djabelska ceremonja? Hołd składając czartu? Znów przypomniały się jej teorje, wygłaszane przez Bucickiego i zerknęła nań z obawą. Stał obok, to pożerając wzrokiem leżącą na ołtarzu Sarę, to wzrok swój przenosząc na Murę. Tyle lubicznego pożądania malowało się w tym wzroku, że sponsowiała.
— Co to wszystko znaczy? Co nastąpi dalej? — w jej główce przebiegła niespokojna myśl — Czemuż ten potwór tak mi się przygląda.

Tymczasem Wryński, przed posągiem Bafometa coś szeptał cicho. Rzekłbyś, wymawiał modlitwy. To przyklękał, to się podnosił, a dym z kadzideł obecnie biegł tak gęstemi smugami, że chwilami zasłaniał go całkowicie. Musiały te kadzidła składać się z niezwykle armotycznych

148