Choć Wryńskiemu i Sarze udało się ujść przed pościgiem, w ręce władz wpadł olbrzymi materjał. Przedewszystkiem, Wryński nie zdążył zniszczyć urządzenia swego mieszkania i wykryto „czartowską komnatę”. Pozatem, zatrzymani członkowie „Sekty djabła”, przerażeni wypadkami, składali naogół szczerze zeznania, prócz jednego Bucickiego. Zeznania te były tak potworne, że budziły wprost grozę i wywarły głębokie, przygnębiające wrażenie, nie tylko w Warszawie, lecz i w całym kraju.
Ślub Mury z Grodeckim odbył się w kilka miesięcy później. Drużbami byli oczywiście Den i Różyc. Wogóle przeszłaby dla Mury ta cała przygoda względnie szczęśliwie, gdyby... Bo, prócz strachu i nauki, by nie dowierzać obcym, napotkanym ludziom, którzy potrafią rozpalić wyobraźnię i głoszą piękne hasła, nie poniosła nawet materjalnego uszczerbku. Weksle jej odnaleziono w pokoju Sary. Doręczył Sarze te zobowiązania Wryński, a ona, widocznie, dzięki rozgrywającym się błyskawicznie wypadkom, nie zdążyła ich zdyskontować.
Tylko...
Kiedy, w czasie uczty weselnej doręczono Murze szereg telegramów, uderzyła ją pewna depesza. Pochodziła z zagranicy — a Mura tam nie miała znajomych.
Rozwarła ją pośpiesznie, spojrzała i zbladła.
Brzmiała ona:
„Miast powinszowań, przesyłam ostrzeżenie. Nie zakończyła się jeszcze nasza walka!”
Telegram nie nosił podpisu. Lecz, podpis ten był