Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

liczyć. Inaczej, nie otaczałby mnie taką opieką. Nie wiem, czy mi się uda, ale postaram się ocalić twoją narzeczoną... Przedewszystkiem, zaczniemy od tego, że rozmówię się z panną Murą..
— Czy zechce cię wysłuchać?
— Spróbujemy! Musimy udać się do niej jaknajprędzej. Choćby jutro, z rana, bo czas nagli i każda sekunda jest droga! A jeśli natrafimy na upór nieprzezwyciężony, wprost z Wryńskim rozpocznę walkę...
— Ty, chciałbyś? — wymówił gorąco Grodecki, pojmując ile przyjaciel ryzykuje. — Dla mnie to zrobisz?
Różyc skinął głową. W gabinecie zaległo milczenie. Dłonie dwóch mężczyzn pozostały złączone w długim, mocnym uścisku. A chcąc jakby zaznaczyć i swoją gotowość do boju, olbrzymi syberyjski chart, wciąż patrząc w niesamowity kąt gabinetu, gdzie ukazało się widmo, jeżył sierść i powarkiwał zcicha.


ROZDZIAŁ IV.
Mura.

Mura, nazajutrz po swem „wtajemniczeniu”, dość dziwnie czuła się cały dzień. Grała w niej duma i zaspokojona ambicja, że nareszcie znalazła się na dziwnem zebraniu, śród „braci” i „sióstr”, a jednocześnie dręczyła ją niezaspokojona ciekawość. Co znaczyło słowo „Simon”, jakie jeszcze przejść musi próby, zanim stanie się tak mądra, jak i inni?

51