niedostępny i wielki. Ileż razy, marzyła przedtem Mira, by go poznać, zanim zbliżyła się z Lesicką. Zamierzała nawet, udać się do niego po „poradę psychologiczną”, której zgłaszającym się chętnie udzielał, oczywiście za słone honorarjum — lecz cóż? Ujrzałaby go na chwilę, zapłaciłaby i odeszła, lecz dłużej nie mogłaby rozmawiać. A teraz. Nie tylko jest członkiem potężnego bractwa, ale sam Kunar Thava ją zaprasza. Spotka tam ciekawych ludzi i dowie się tego, czego nie dowiedziałaby się od nikogo.
— Świetnie! — prawie głośno wykrzyknęła.
W oczekiwaniu godziny piątej, postanowiła nigdzie nie wychodzić i nie przyjmować odwiedzin.
Nie zmąciła jej radości — nieoczekiwana wizyta narzeczonego — Janka Grodeckiego.
Około pierwszej, służąca zameldowała, że pan Grodecki przybył i koniecznie pragnie ją ujrzeć, a choć oświadczyła mu, że panienki w domu niema, nastaje, że chce zaczekać.
— Proszę powiedzieć — odparła szeptem — że próżno będzie czekał, bo nie będę na obiedzie i dopiero wieczorem powrócę!
Pokojówka spełniła zlecenie. Później tylko nadmieniła, że pan Grodecki był bardzo niezadowolony, z niepokojem kręcił głową i dopytywał się dokąd udała się „panienka”. Z podnieceniem coś tłumaczył drugiemu panu, który z nim przybył.
— Drugi pan? — zdziwiła się — Kto to mógł być taki?
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
57