Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

ny, stanowiło coś tak niezwykłego, że poczęło zwracać powszechnę uwagę. Nie chcąc narażać się na niedyskretne indygacje, raptem zerwała się ze swego miejsca i wybiegła z kawiarni.
— Ależ, Lina... — pobiegł za nią zdziwiony szept.
— Pewnie, zakochnana! — zauważyła ze śmiechem któraś z wymalowanych elegantek — Miłość czyni kobietę zamyśloną i niespokojną!
Tym razem Lesicka podążyła do swego mieszkania. Był to nowoczesny apartamencik przy ulicy Filtrowej, składający się z dwóch pokojów z kuchnią i łazienką, ale urządzonych z zaiste kokocim przepychem. Pełno tam było kosztownych mebli, sreber, kryształów, porcelany i drogich dywanów a sypialnia Liny tonęła wprost w powodzi muślinów, koronek i jedwabiu.
— Czy nikogo nie było? — zapytała służącą, przybraną w kokieteryjny fartuszek, raczej dla formalności, niż z rzeczywistego zaciekawienia, nie spodziewała się, bowiem, niczyjej wizyty.
— Owszem, jeden pan!
— Pan? — zdziwiła się — Któż taki?
— Nie wymienił swego nazwiska, ale powiedział, że jeszcze powróci!
Wzruszyła ramionami. Czyżby, który z licznych adoratorów. Och, jak mało ją obchodzili dziś ci adoratorzy!
Przeszła do saloniku i zrzuciwszy niedbale na krzesło futro i kapelusik, padła prawie na wielki tapczan, zasłany nieskończoną ilością poduszeczek i poduszek. Zimnemi dłońmi oplotła rozpaloną głowę.

— Co dalej? Co robić? Co postanowić?

87