Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

mężczyzn, niestety, albo niezamożnych, albo nie zdradzających poważniejszych zamiarów. Bo, obecnie każdy skłonny jest do miłości, w naszym kryzysowym czasie, pod warunkiem, by ta miłość kosztowała w cukierni, najwyżej pół czarnej. Termin czeków się zbliżał i chłodny pot przerażenia coraz częściej rosił gładkie czoło Liny.

Aż, zjawił się ten... Wryński.... Zaiste, czart z piekła rodem wraz tą Sarą Muray, swoją pomocnicą. Wszystko, na początku wyglądało pięknie. Wryński twierdził, nie mogła pojąć, w jaki sposób się o tem dowiedział, że jest mu wiadomy jej rozpaczliwy stan finansowy. Że przypadkiem, wpadły mu w ręce czeki i że pragnie ją z kłopotu wybawić. Czyż ma iść do więzienia, za podobny drobiazg taka piękna kobieta? Wzamian, żądał na pozór niewiele. Lina posiadała ładne mieszkanko, jest elegancka, towarzysko wyrobiona, łatwo można zawierać znajomości. On, zakłada w Warszawie stowarzyszenie, do którego mu jest potrzebna pewna ilość członków. Z góry upatrzonych. Obowiązkiem Liny, będzie ściągnąć tych, których wskaże. Zato obiecuje, uwolnienie ją z długów, zabezpieczyć byt a nawet składa „na rozrywki” pewną, znaczniejszą sumkę. Och, jak ucieszyła się, wówczas, nie wiedząc w co ją wciągają! Jak łatwem wydawało się to zadanie. Speszyło ją tylko nieco, że Wryński, twierdząc, że to o bardzo tajemniczy związek chodzi i musi się zabezpieczyć, kazał jej podpisać najprzeróżniejsze zobowiązania. Później dopiero dowiedziała się, że ułożył je tak zręcznie, że przyznawała się w nich i do fałszerstw i do zbrodni, A może, gdy je podpisywała, była dzięki „praktykom” łotra w stanie nieprzytomnym? Bo później, kiedy zastanawiała

89