i oświadcza, iż ma rzeczy pierwszorzędnej doniosłości do zakomunikowania.
— Cóż takiego?
— Uda się pan — brzmi odpowiedź — na taką a taką ulicę, gdzie zapyta o pewną starą kobietę. Gdy pan do niej wejdzie, proszę wymienić swe nazwisko i zażądać natychmiastowego wydania wiadomego przedmiotu...
— Nie rozumiem...
— Lecz ona zrozumie... Sprawa jest pilna... Chodzi o pańskie życie! Sądzę, iż za swoje wiadomości hojną nagrodę otrzymam!
Zaciekawiony Casanova, nie namyślając się długo, pędzi na kraniec miasta, do odległej dzielnicy. Widzi na pół rozwalone domostwo, po starych, zbutwiałych schodach biegnie na górę, wreszcie pchnął jakieś drzwi i się znalazł w mrocznej izdebce. W izbie tej pełno sprzętów dziwacznych — trupie czaszki, piszczele ludzkie, wypchane sowy, z pieca kot czarny ponuro spoziera.
— Tam, do licha! Typowa jaskinia czarownicy!-Wychodzi doń mała, pomarszczona starucha i patrzy uważnie.
— A, kawaler Casanova — sepleni — dobrze, żeś przyszedł! za chwilę mogło być za późno.
Casanova nic nie rozumie, lecz w myśl wskazań nieznajomego woła:
— Żądam wydania wiadomego przedmiotu!
— A ja za wydanie stu piastrów! — odpowiada stara.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
96