Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Daję!
Czarownica człapie powoli, otwiera jedną z szuflad komody. Leży tam na chuście lalka, spora woskowa lalka, wyobrażająca Casanovę. Nawet przystrojona jest w order, taki sam, jaki on zwykł był nosić. Obok lalki — buteleczka z odrobiną krwi.
— Widzi pan — mruczy — Gdybym tą lalkę wykąpała we krwi — tej co mi przysłała markiza — byłoby za późno, już byłoby po panu...
Casanova poczuł, jak pot kroplisty spływa mu po twarzy...
Porwał flaszkę i ją potłukł, lalkę cisnął do płonącego pieca; rzuciwszy zaś starej worek z pieniędzmi, uciekał ze starego domostwa tak, jak jeszcze nigdy nie uciekał.
Tyle — o Casanovie, — lecz — idźmy dalej.
W czasach ostatnich, bo tuż przed wojną, profesor szkoły Politechnicznej w Paryżu, pułkownik de Rochas począł się wielce interesować „czarowaniami” i figurkami woskowemi — postępował on jednak zgoła innym systemem.
Hypnotyzował określonego osobnika, a gdy ten popadł w magnetyczny sen — przenosił on jego wrażliwość na dużą woskową kukłę.
Wówczas zaczynały się dziać cuda.
Gdy pułkownik de Rochas kłuł lalkę w rękę czy nogę — pogrążony w sen hypnotyczny odczuwał ból w tem samem miejscu.
Mało tego. Nawet po rozbudzeniu medjum

97