Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

opuściła a tam pada na kolana przed gospodarzami, zaklinając, aby ją obroniono, nie wydawano straszliwemu towarzyszowi.
Fermerzy litują się nad biedaczką i w godzin parę później, odstawiają pod silną eskortą, do rodzicielskiego domu. W drodze powrotnej, znów szał ogarnia dziewczynę — wykrzykuje zdania bez związku, śmieje się, płacze, wymyśla swym obrońcom, pragnie biec do Castellana. Lecz ci nie ustępują, prowadzą niemal siłą i oddają ojcu. Tu czar zda się winienby prysnąć... ale... jeszcze przez szereg dni opętanie nie opuszcza Józefiny, wciąż woła, iż pragnie widzieć swego kochanka, iż bez niego życie jest niczem, że on jeden jest w stanie jej szczęście zapewnić... Później bije czołem o podłogę, rozpacza... traci przytomność...
Zawezwany lekarz stwierdza jedynie silną gorączkę i ogólny wstrząs nerwowy, spowodowany, jak tłomaczy, przeżytemi przygodami, oraz poczuciem utraconej czci i hańby. Stosuje obfity upust krwi — a środek ten sprawia chorej znaczną ulgę.
Jeden z obywateli okolicznych, wielki miłośnik magnetyzmu, zasłyszawszy o niezwykłych wypadkach, przybył do domu Huguesa, celem poczynienia obserwacji i doświadczeń. Ku wielkiemu swemu zdziwieniu stwierdził, iż nie była Józefina bynajmniej podatnem medjum dla hypnozy ani też, że ją uśpić wcale nie było łatwo. Z wielkim trudem udało mu się ją wprowadzić w trans —

114