Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

wać należy — a jednak mimo wszystko wyczuwamy poświadomienie, że i „kochanie“ jakimś swoistym prawom podlega, skoro podlega im wszystko przejawiające się w wszechświecie — odpowiedzi szukać musimy w sferach transcedentalnych i tam choć może ślad odpowiedzi znajdziemy.
Zbliżamy się więc do magji miłości... i to magji pojętej w najszczytniejszem tego znaczeniu słowa.
Powiada stara legenda, iż na początku świata stworzył Stwórca Najwyższy męża i niewiastę, jako jedną całość. Rozdzielił ich następnie, by rozrzucić w różne strony i te dwie rozrzucone istności poszukują się wzajem z utęsknieniem, aby ponownie powrócić do poprzedniego nierozerwalnego związku.
Tak brzmi legenda... i nie jest ona czczym poetycznym wymysłem, opiera się bowiem na jednem z najgłębszych okultystycznych objawień.
Stanisław Przybyszewski pisze — „człowiek przed odkupieniem się na ziemi był „androgyną“ — kobietą i mężczyzną zarazem — drwinki Platona w jego „Symposion“ są tylko chytrą odsłonką najgłębszej prawdy okultystycznej, której zdradzić nie chciał ani niemógł — wielki kabalista, jeden z najprzedniejszych mistrzów różokrzyżowców Kunrath, znał ją zapewne Hoene — Wroński... a do mnie zaleciał na jeden błysk sekundy pyłek tej świadomości androgynicznego bytu z jakiegoś tajemniczego międzyplanetarnego świata.”
„Czemu kocham kobietę.? Kocham, bo w ko-

19