biecie kocham jedynie siebie, moje do najwyższej mocy spotęgowane ukryte Ja, które się nagle w Miłości przejawia... W tej idei androgynizmu — może być niejasnej, przeczuwającej tylko, niezdarnie wyrażonej, w mękach porodu chaosu, który gwiazdy rodzi, spłodzonej, w tym potworku do ostatecznych, dla mnie przystępnych granic wyrażonej myśli — skuwi klucz nietylko dla moich poematów, ale dla całego mego tworu“.
Tak pisał w „Moich Współczesnych“ Przybyszewski a wielki Goethe, w jednym ze swych listów do pani von Stein, nie mniej pięknie tęż samą myśl wyraża. I on twierdzi, że musiał z nią być już złączonym podczas któregoś ze swych poprzednich bytowań i jeśli dziś kochać ją musi jest to dla tego, iż już raz ją kochał przed szeregiem wieków...
Jeśli pomiędzy twierdzeniem Przybyszewskiego a zdaniem Goethe‘go zachodzi nawet wielka różnica — Przybyszewski bowiem dociera do jednego z najwyższych praw stworzenia, podczas gdy niemiecki wieszcz opiera się na t. zw. reinkarnacjczyli ponownej ziemskiej wędrówce, którą odbywamy w ślad za poprzedniemi naszemi bytowaniami — wrzeczywistości zasada pozostanie jedna i niezmienna... Wyrazićby ją można w sposób następujący i tu zbliżamy się do jednej z najszczytniejszych zasad magji miłości.
Każdy znas przybywa na świat z pewnym zarodkiem miłosnego ideału, który nosi w duszy w postaci
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
20