twarz śniadą, krucze włosy i niby rozżarzony węgiel oczy, których prawie nie rozświetlał nigdy błysk wesoły, ani jego oblicza nie krasił uśmiech pogodny, będący nieodłącznym towarzyszem twarzy Fabjusza. W rozmowie również był bardziej milczącym — obaj jednak przyjaciele podobali się paniom, gdyż słusznie uchodzić mogli za wzór rycerskości i szlachetnego postępowania.
W tym czasie mieszkała w Ferrarze dziewica imieniem Welerja. Była to piękność skończona, jedna z najpiękniejszych panien w mieście i wielu słało za nią rozmarzone spojrzenia, mimo, iż żyła w wielkiem odosobnieniu, nie odwiedzając zebrań liczniejszych, a cały czas, poza codzienną modlitwą w kościele, przepędzała z matką, niezamożną wdową, która prócz córki nie posiadała innej rodziny. Niektórzy, co prawda, twierdzili, że zbyt nieśmiałą i bojaźliwą jest panną, że trudno z niej wydostać słówko weselsze i niewiadomo nawet czy przyjemny ma głos, bo z nikim wdawać się nie chce w rozmowę. Inni natomiast opowiadali tajemniczo, że wczesnym rankiem, gdy jest jeszcze miasto uśpione, śpiewa u siebie w komnacie stare sentymentalne pieśni, sama sobie do nich wtorójąc na lutni. A starzy ludzie postrzegając Walerję szeptali:
— „O, jak szczęśliwym będzie ten młodzian, który potrafi wzbudzić uczucie w tym kwiatuszku i pod czyim wpływem ten dziewiczy i nierozwiwinięty pąk rozwinie się w bujne kwiecie”.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.
49