Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

wał on... a z pawilonu, w którym zamieszkał ich dziwaczny gość, znów dobiegała ta sama melodja... pieśń zwycięzkiej... miłości...
Nagle urwała się pieśń. Małżonkowie opuścili, niby powodowani obcą wolą, głowy na poduszki i zasnęli, sami nie wiedząc kiedy, głęboko.

Gdy nazajutrz przybył na śniadanie Mucjusz, zapytał go się gospodarz:
— Nie mogłeś wszak zasnąć na nowem miejscu? Słyszeliśmy z żoną, żeś znowu grał wczorajszą pieśń.
— Słyszeliście? — mruknął Mucjasz. — Istotnie grałem tą pieśń! Lecz spałem przódy i miałem nawet dziwny sen!
Walerja drgnęła
— Jaki sen? — zapytał Fabjusz
— Widziałem — mówił Mucjusz, nie spuszczając wzroku z Walerji — iż jestem w jakiejś wielkiej komnacie, przystrojonej na sposób wschodni. Nie było tam ani okien, ani świec, a pokój jednak tonął w rożowawem świetle, jakby ściany zbudowano z przezroczystych kamieni. Wszedłem przez drzwi zawieszone kotarą — a w drugich drzwiach na wprost ukazała się kobieta, którą niegdyś kochałem... a była tak piękną... iż rozgorzałem do niej poprzednią namiętnością...

Mucjusz znacząco umilkł. Walerja siedziała pobladła, nieruchomo, tylko oddech jej stawał się coraz bardziej głębokim.

58