Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

kać. W domu żony nie było. Pobiegł do ogrodu i zdala w jednej z samotnych aleji spostrzegł Walerję. Siedziała na ławce z głową opuszczoną na piersi, ze skrzyżowanemi na kolanach rękoma a nad nią z powód zieleni cyprysów, wyzierał marmurowy satyr, o wykrzywionem wzłośliwym uśmiechu obliczu.
Walerja widocznie ucieszona pojawieniem się męża, na jego niespokojne zapytania odrzekła, iż nieco boli ją głowa, lecz nic to nie znaczy i chętnie będzie mu pozować. Fabjusz zaprowadził żonę do pracowni, usadowił, wziął pędzel do ręki — ale ku wielkiemu swemu niezadowoleniu, w żaden sposób nie mógł tak wykończyć na obrazie twarzy, jak tego — sobie życzył. Nie dla tego by malować nie mógł tego dnia — ale wprost nie odnajdywał w rysach żony niewinnego, czystego wyrazu, który mu się spodobał i który naprowadził go na myśl przedstawienia jej w postaci świętej Cycylji. Zniechęcony wreszcie, cisnął paletę i pędzel oświadczając żonie, iż dziś nie jest usposobiony do malowania, ona zaś najlepiej uczyni, jeśli uda się na spoczynek, bo wygląda na zmęczoną — odwrócił stalugi do ściany. Walerja zgodziła się, że najrozsądniej będzie odpocząć, znów napomknęła o silnym, dręczącym bólu głowy — i udała się do sypialni.
Fabjusz pozostał w pracowni. Czuł dziwne jakieś, jemu samemu niezrozumiałe, rozdrażnienie. Pobyt Mucjusza pod jego dachem, pobyt o który

60