Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

— Potwora... w postaci ludzkiej? — dalej pytał.
— N... n... — ie... zwierza...
Walerja odwróciła się i ukryła w poduszkach swą zapłonioną twarzyczkę. Fabjusz czas jakiś trzymał rączkę żony w swych dłoniach, poczem w milczeniu powoli podniósł ją do swych warg — i wyszedł.
Nie wesoło dzień cały spędzili małżonkowie. Rzekłbyś, ciemnego coś, zawisło nad ich głowami... lecz co to było... sami nie umieli określić. Chcieli być wciąż razem, niby chroniąc się przed jakimś niebezpieczeństwem — a gdy razem byli nie wiedzieli o czem mówić i co rzec do siebie. Fabjusz, usiłował pracować nad portretem, czytać Ariosta, którego poemat niedawno ukazał się w Ferrarze i rozbrzmiewał po całej Italji — daremnie...
Późno, przed samą wieczerzą, powrócił Mucjusz.

VI.

Wydawał się spokojnym i zadowolonym, lecz opowiadał mało; więcej rozpytywał Fabjusza o poprzednich wspólnych znajomych, o stosunki panujące w kraju, wspominał, iż pragnie udać się do Rzymu, aby ujrzeć nowego papieża. Znów częstował Walerję winem z Syrakuz a na jej odmowę, mruknął, zda się do siebie — „teraz już zbyteczne“.
Powróciwszy z żoną do sypalni, Fabjusz wkrótce zasnął... i zbudziwszy się godzinę później, stwierdził, iż nikt nie dzieli z nim jego łoża — Walerji nie było. Szybko się zerwał, lecz w tejże chwili

62