Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzał żonę, jak w nocnym stroju powracała z ogrodu do sypialni. Księżyc jasno świecił. — Z zamkniętemi oczami, z wyrazem ukrytego przerażenia na nieruchomej twarzy, zbliżyła się Walerja do łoża i namacawszy je wyciągniętemi do przodu rękoma, legła spiesznie i w milczeniu. Fabjusz zwrócił się do niej z zapytaniem, lecz nie dała odpowiedzi, wydawało , iż była uśpioną. Dotknął jej — i poczuł na szacie, na włosach krople dżdżu — a na piętach obnażonych nóg — ziarenka piasku.
Wtedy porwał się i pobiegł przez napółotwarte drzwi do ogrodu. Blask księżyca, jasno oświecał wszystko. Fabjusz rozejrzał się i spostrzegł na piasku alei podwójne ślady nóg — jedna para z nich była bez obuwia, Wiodły te ślady do altanki z jaśminów, znajdującej się z boku, pomiędzy domem a pawilonem. Przystanął zdumiony — i znów, znów rozległy się tony tej pieśni, którą słyszał nocy ubiegłej...
Fabjusz wzdryga się, wpada do małego domku. Mucjusz stoi pośrodku pokoju i gra na skrzypcach — Fabjusz rzuca się ku niemu.
— Byłeś w ogrodzie, byłeś... twa szata jest mokrą od deszczu...
— Nie wiem... nie... zdaje się... nie wychodziłem... urywkowo odpowiada Mucjusz, niby zdziwiony odwiedzinami przyjaciela i jego wzburzeniem.
Fabjusz chwyta go za rękę — Czemu znów grasz tą melodję? Czy nawiedził cię sen? Odpowiedz.
Mucjusz patrzy nieprzytomnie.

63