Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Księżyc wszak dziś sprzyja mi.
Zdala srebrem rzeka lśni.
Druh mój czuwa a wróg śpi,
Jastrząb kurkę zje w te dni.
Pomóż mi...

bełkocze przeciągle, niby w malignie.
Fabjusz ustąpił o parę kroków, spojrzał na Mucjusza, pomyślał... i powrócił do domu, do sypialni.
Walerja spała ciężkim snem, przechyliwszy głowę na ramię i bezsilnie rozrzuciwszy ręce. Nie prędko dobudził się jej... lecz skoro go ujrzała, objęła go za szyję, objęła konwulsyjnie a całe jej ciało dygotało. „Co ci, kochanie, co ci?“
powtarzał
starając się ją uspokoić. Lecz ona wciąż drżała przywarta do piersi Fabjusza. „Ach, jakież sny straszliwe mnie dręczą!“ szeptała, tuląc się do męża. Fabjusz chciał pytać... lecz ją jeno wstrząsały dreszcze...
Promienie poranka barwiły szyby okien, gdy wreszcie zdrzemnęła się w jego objęciu.

VII.

Nazajutrz Mucjusz zniknął od rana a Walerja oświadczyła małżonkowi, iż zamierza odwiedzić klasztor sąsiedni, gdzie bawił jej spowiednik, stary mnich, do którego żywiła bezgraniczne zaufanie. Na zapytania Fabjusza, wyznała, że pragnie szczerą spowiedzią pokrzepić swą duszę, zaniepokojoną i wstrząśniętą wypadkami ostatnich dni. Spojrzawszy na zapadniętą i pobladłą twarzyczkę mał-

64