W rzeczy samej, okno w sypialnym pokoju jest otwarte i uniósłszy nogę do góry, jakby chciała zeń wyskoczyć, stoi Walerja... jej ręce wyciągają się w stronę Mucjusza... widać, iż dąży do niego... Niewypowiedziana wściekłość zalała pierś Fabjusza raptowną a gwałtowną falą.
— Przeklęty czarowniku! — wrzasnął dziko i pochwycił jedną ręką Mucjusza za gardło a drugą namacawszy sztylet w jego pasie — po rękojęść wbił mu ostrze w bok.
Donośnie krzyknął Mucjusz i zaciskając ranę dłonią pobiegł z powrotem, do pawilonu... Lecz w tejże chwili, kiedy uderzył go Fabjusz równie przerażliwie krzyknęła Walerja i jak podcięta osunęła się na ziemię.
Fabjusz rzucił się ku niej, podniósł, złożył na łożu, począł przemawiać.
Długo leżała nieruchomo, wreszcie rozwarła oczy, odetchnęła głęboko i radośnie, jak człowiek uratowany od nieuchronnej śmierci — i ujrzawszy męża oplotła jego szyję ciepłemi ramionami, przycisnęła się do jego piersi: „To ty, to ty! — szeptała. Pomału rozplotły się jej ręce i głowa opadła do tyłu... Bogu dzięki, wszystko skończone! Takam zmęczona! — wyrzekła cicho i zasnęła mocnym, spokojnym snem.
Fabjusz siedział obok jej łoża, opuściwszy głowę w zadumie. Myślał o tem, co zaszło i o tem również co czynić ma obecnie. Jak postąpić? Jeśli