Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

zabił Mucjusza — a przypominając sobie jak głęboko kindżał wbił się w jego w bok na chwilę nie mógł mieć wątpliwości — jeśli więc zabił Mucjusza, faktu tego nie będzie mógł ukryć. Należy powiadomić sędziów, powiadomić władze. Lecz, jak wytłomaczyć, jak opowiedzieć równie niepojętą sprawę. On, Fabjusz, zabił u siebie w domu, swego krewniaka, swego najlepszego przyjaciela! Poczną badać: za co? z jakiej przyczyny?... A jeśli Mucjusz nie umarł?... Fabjusz nie był w stanie nadal pozostawać w niepewności, to też sprawdziwszy raz jeszcze czy śpi Walerja, cicho powstał z miejsca, wyszedł z domu i skierował swe kroki w stronę pawilonu. Wszystko tam było ciemne, jeno w jednem z okien błyskało światełko. Z zamierającem sercem otworzył wejściowe drzwi (zauważył na nich ślad okrwawionych palców a na piasku ścieżki czerniały krwawe krople) przeszedł przez pierwszą ciemną komnatę i przystanął na progu, porażony zdumieniem.
Pośrodku pokoju, na perskim dywanie, z aksamitną poduszką pod głową, okryty szerokim czerwonym szalem, leżał z nieruchomo wyciągniętemi członkami Mucjusz. Twarz jego, żółta, niby wosk, z zamkniętemi oczami i posiniałemi powiekami, była zwróconą w stronę sufitu, nie znać było, aby oddychał, wydawał się umarłym. U nóg jego otulony w czerwony szal, klęczał malajczyk. Trzymał w lewem ręku, gałąź nieznanej rośliny, podobną do liścia paproci i pochylony nieco do

69