Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

widocznie z wysiłkiem, bowiem ciężko dyszał a pot spływał z jego twarzy. Nagle zamarł na miejscu i wciągnąwszy w piersi powietrze a zmarszczywszy czoło, wyprężył i pociągnął ku sobie ściśnięte swe dłonie, jakby w nich lejce trzymał... i ku nieopisanemu przerażeniu Fabjusza... głowa Mucjusza powoli uniosła się od oparcia fotela i podążyła w ślad za rękoma malajczyka. Malajczyk opuścił ręce... i głowa znów bezsilnie opadła do tyłu; malajczyk powtórzył swe ruchy a posłuszna głowa wykonywała je wraz z nim...
Ciemna ciecz w filiżankach poczęła kipieć, filiżanki zadźwięczały jakimś metalicznym dźwiękiem a miedziane żmijki falisto popłynęły wokoło nich. Wtedy malajczyk postąpił o krok naprzód i wysoko uniósłszy brwi, że oczy rozszerzyły się niepomiernie, skinął głową na Mucjusza... a powieki zmarłego zadrżały, rozchyliły się nieco, a z pod nich wyjrzały szare, niby ołów, źrenice.
Twarz malajczyka zajaśniała dumnym tryumfem i radością, złą niemal radością; szeroko rozwarł swe wargi a z samej głębi jego krtani z wysiłkiem wyrwało się przeciągłe wycie. Wargi Mucjusza rozwarły się również a słaby jęk zadźwięczał z poza nich w odpowiedzi na nieludzki ten zew...
Fabjusz nie mógł wytrzymać dłużej; wrażenie miał, iż jest świadkiem jakiegoś djabelskiego szabaszu! I on również krzyknął i rzucił się do ucieczki, nie oglądając poza siebie, w kierunku domu, żegnając się i szepcząc modlitwy.

74