Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sztuka i czary miłości.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

osób, podłóż każdej z osobna pod poduszki. Główka osoby bardziej miłującej puści kiełki.


Sądzę, że wyliczonych sposobów dość!
Słusznie z nich śmiejemy się, zwąc je szczytem idjotyzmu. Czasem nawet wydawaćby się mogło, że podane zostały w średniowieczu, aby wprost sobie zadrwić z ludzi — bo doprawdy jest niemożliwem odnaleźć nieistniejące kamienie „baratides” i „quirim” z gniazd dudków, jak również nie było jeszcze takiego, coby odnalazł słynną narośl na czole źrebięcym — hippomanes. Niemniej niewykonalnem przedsięwzięciem... zdobycie kości żabiej ogryzionej przez mrówki.
Wydawaćby się mogło, że istotnie podobne idjotyzmy podane jeno gwoli śmiechu zostały. Toć nawet któryś współczesny uczony napisał dysertację — „o próżności środków, których ludzie zabobonni lub głupi używają do zjednania miłości, lub odkrycia sekretów i wierności niewiast lub mężczyzn”... a jednak... Po dziś dzień jeszcze są sprzedawane przeróżne „Salomonisy” (sic!), i podobne zbiorniki kretynizmu ludzkiego w których sposoby, które ja, jako curiosum, dla humorystyki przytoczyłem — podawane są najpoważniej, bez żadnych komentarzy, niby niezawodne środki!
Tak! Nieprawdopodobne a prawdziwe!

91