Inwokacye duchów XVIII wieku, miały inny charakter. Medyum nie było. Duch przybywał na skutek zaklęć wtajemniczonego. Ukazywał się nie przygodny duch, lecz duch tego, którego obecni żądali; ponieważ w pokoju panował półmrok był on widzialny dla wszystkich, poruszał się, i ze wszystkiemi rozmawiał. Był nawet wypadek na seansie Schrepfera, że przybyła zjawa konno, i zebrani zaledwie zdołali się uratować ucieczką od piekielnego jeźdźca i szatańskich kopyt jego rumaka.
Takiemi były seanse Schrepfera.
Na rozkaz jego zjawiały się duchy, przeważnie demony i widma straszliwe. Wrażenia z tych eksperymentów były tak silne, że obecni wychodzili na pół przytomni, Szambelan von Heinitz o mało nie dostał pomięszania zmysłów.
Koło Schrepfera zbierała się coraz większa ilość zwolenników, oddanych mu duszą i ciałem. Specyalnie pasyonowali się, minister v. Wurb i szambelan Bischofswerder.[1] Seanse stawały się coraz straszliwsze, zagadka jego potęgi coraz bardziej fascynującą, gdy w tem pewnego dnia podczas seansu Schrepfer wystrzałem z pistoletu odebrał sobie życie.
Uczynić to miał w przystępie szalonego zdenerwowania, pod wpływem przeraźliwych zjaw. Tak chce legenda. — Nudna, wstrętna rzeczywistość powiada inaczej. Twierdzi ona, że Schrepfer prowadził zbyt wystawne życie — a środki po temu miał czerpać z oszustw i szantaży. To też, gdy po-
- ↑ Johan Rudolf Bischofswerder († 1803 r.) generał, minister i poseł pruski w Paryżu