Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

A czemu zabrano papiery, tyczące się moich spraw majątkowych?
— Również tego nie rozumiem...
Zaległa cisza.
— Wierzę panu — rzekła po chwili — i odrazu miałam przekonanie, że nie chęć kradzieży powodowała panem, kiedy zastałam go przy otwartej kasie. Prawdziwy przestępca uciekłby, jak pański „szef“, a nie pośpieszył na pomoc ojczymowi. Dla tego milczałam o wszystkim i zmusiłam do milczenia Jana. Mało tego. Skoro rozmawiamy szczerze i ja dłużna panu jestem pewne wyjaśnienie!
— Pani?
— Chcę, aby pan dobrze pojął moją rolę w tych wypadkach.
— Pani rolę?

— Kiedy pan zjawił się w pałacu — mówiła, nie zwracając uwagi na mój wykrzyknik — sprawił pan na mnie — tu zawahała się nieco — bardzo... dodatnie wrażenie. Ale sam pan nie wie, jaka w domu panowała atmosfera. Pragnęłam wyrwać się z pod opieki ojczyma, która do najwyższego stopnia była przykra — umyślnie nie wspominała o zalotach lubieżnego starca — a ojczym starał się za wszelką cenę temu przeszkodzić. Choć po matce należał mi się majątek, nie dawał ani grosza, uzależniając całkowicie od siebie, nawet paraliżował moje usiłowania zdobycia gdzieś samodzielnej pracy. Sądził, że złamie mnie w ten sposób i całkowicie podporządkuje sobie. Nie wiem, do jakich awantur doszłoby pomiędzy nami, gdyby nie Jan, który mnie prawie wychował od dziecka i był do mnie ślepo przywiązany. Stawał stale w mojej obronie, a ojczym bał się go

95