Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

i nie śmiał wydalić Jana ze służby. Wówczas zaczęły się historie z Anną Kolb, ową siwowłosą kobietą, domniemaną morderczynią Gerca. Jej nieustanne a niespodziewane wizyty wprowadziły do domu nastrój grozy. Ten nastrój postanowiliśmy wykorzystać wraz z Janem, aby nastraszyć ojczyma, który był w gruncie wielkim tchórzem i wszędzie dopatrywał się wrogów, abym mogła wydostać się z pod jego opieki i zamieszkała oddzielnie. Mam wrażenie, że gdyby nie tragiczne wypadki, ten projekt byłby nam się powiódł. Ale, gdy pan zjawił się, Jan, nie wiem czemu, nabrał przekonania, że pan jest ukrytym detektywem i że przeszkodzi nam w naszych zamiarach. Zapłonął odrazu niezrozumiałą nienawiścią do pana...
— Wyjątkowo niemiły człowiek! — wyrwało mi się mimo woli.
— Tylko pozornie! Wygląda ponuro, ale jest dobry i szlachetny, muchy nie skrzywdziłby nawet. Ręczę panu, że nie zabił ojczyma i nie łakomił się na cudze pieniądze...
— I ja nabieram tego przekonania!
— Jan obawiał się pana i postanowił wypłoszyć go z pałacu. To znaczyły owe tajemnicze ostrzeżenia i kartka znaleziona w pokoju. Byliśmy wyjątkowo zdenerwowani i chciałem za wszelką cenę wyrwać się z przeklętego domu. Ale, te fakty nie mają nic wspólnego ze zbrodnią. Chyba teraz wszystko jest jasne?

— Najzupełniej! — odrzekłem. — Nieco podob ne nas wiążą losy! Nigdy nie podejrzewałem pani i szczerze rad jestem, że nie uważa mnie za przestępcę!

96