Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach...
— Zawahałem się chwilę, po czym wypaliłem:
— I pozwoli mi pani odwiedzać się, kiedy już nie będę mieszkał w tym pałacu!
— Chętnie! — wymówiła, a lekka czerwień pokryła jej policzki. Przecież jest pan teraz moim jedynym przyjacielem!
Pochwyciłem jej rączkę i obsypałem ją pocałunkami, czego nie broniła mi wcale.
Jak nadmieniłem, przeniosłem się do hotelu, ale byłem w pałacu codziennym gościem. A godziny, jakie spędzałem w towarzystwie uroczej dziewczyny, były najszczęśliwszymi godzinami naszego życia. Zapominaliśmy na chwilę o dręczących nas troskach.
Niestety, nie zapominało o nas życie. Co raz bliższy wydawał się dzień, w którym Lili znajdzie się na bruku, a ja powiększę liczbę głodujących inteligentów.

ROZDZIAŁ VIII.
Odnajduję Dżoka.

Siedziałem właśnie w moim pokoju w hoteliku, kończąc list do matki, w którym chcąc ją pocieszyć kłamałem, iż mimo zaginięcia Gerca uda mi się pomyślnie ułożyć nasze sprawy, gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi.
— Kto tam? — zapytałem zdziwiony, gdyż w Warszawie nie miałem znajomych.

Drzwi otworzyły się powoli i do pokoju, ku mojemu nieopisanemu zdumieniu wszedł „szef“, we włas-

97