Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

lony nawet jestem, że pana widzę i mogę wyjaśnić mu wszystko. Istotnie przez pewien czas należałem do pańskiej bandy, chcąc przedostać się do Gerca. Obecnie przestało to być aktualne, a mało mam pociągu do kariery zawodowego przestępcy!
— Panie Stanisławie Borowski — wymienił również moje prawdziwe nazwisko — przepraszam bardzo, że odzywałem się do dziedzica tak znakomitego rodu bez należytego szacunku.
Patrzył na mnie drwiąco. Drgnąłem, gdyż wstępując do jego szajki, podałem się za zupełnie kogo innego.
— I to pan wie?
— Hm, dużo rzeczy wiem i wiem dlaczego zaszczycał mnie pan swoją przyjaźnią. Chodziło o odzyskanie jakichś papierków, przywłaszczonych przez Gerca. Wcale nie mam pretensji, że mnie, starego wróbla chciał pan wystrychnąć na dudka.
— Skąd pan dowiedział się?
— Moja rzecz, hrabio! My kasiarze, czasami jesteśmy lepszymi detektywami od policji! Jak pragnę wolności! Ha... ha... ha... — zaśmiał się znowu. — Hrabia ma głupią minę!
— Skończmy z tymi żartami! — odrzekłem, zły. — Tym lepiej, skoro pan się dowiedział gdyż zamierzałem sam wszystko wytłumaczyć. Chyba pan pojmie obecnie, że niemożliwe są nasze dalsze stosunki...
— Ho... ho... Czemu?
— Bo nie zamierzam pod jakimkolwiek pozorem wdawać się w niewyraźne historie.
Przymrużył oko.

— Ale zamierza pan — już mnie nie „tykał“ —

99