Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

być lepszym detektywem od policjanta. Może coś więcej wywąchałem od innych...
Poczynałem pojmować.
— Jest pan na tropie zbrodniarzy?
Znów przymrużył oko.
— Może!
— A mówże pan, do licha, wyraźniej! Któż według pana, porwał Gerca?
— Jeszcze nie wiem!
— A czy żyje?
— Też nie wiem!
— To cóż pan wie właściwie?
Kowalec powoli powstał z kanapy, zbliżył się do mnie i szepnął mi z tajemniczą miną w same ucho.
— Odnalazłem ślad siwowłosej kobiety!
Teraz ja szeroko otworzyłem oczy.
— Gdzie znajduje się?
Miał wyjątkowo poważną minę.
— Będę wiedział wszystko! Może za kilka godzin. Ale, chwilowo ani słówka nikomu. Nawet komisarzowi Relskiemu. Sami ją pochwycimy.
Pojmowałem, że jego współpraca z policją jest niemożliwa.
— Każdemu innemu — wyjaśniał — wyślizgnie się. Ale mnie nie ucieknie. Musisz więc być gotów na każde moje wezwanie.
Skinąłem głową, puściwszy mimo uszów, iż znowu zaczynał mnie tykać. Sprawa zanadto była poważna i rozumiałem, że pochwyciwszy siwowłosą kobietę można było po nitce dojść do kłębka.
— Tylko... — mruknął Kowalec.
— O co chodzi?

— Pochwycimy ją i ty będziesz mógł sobie przy-

101