Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Tajemniczy wróg.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

pisać całą zasługę tego połowu, bo ja, rozumie się, zniknę... Tylko, chcę mieć coś za to... Żebym nie próżno trudził się... Bo, jak schwycicie tę Annę Kolb, bardzo łatwo będzie można ustalić, co się stało z Gercem i z papierami. Wy, wówczas dojdziecie do pieniędzy, a Kowalec odejdzie z kwitkiem. Tak dobrze, to niema...
— Cóż mam zrobić?
— Dasz mi słowo — patrzył mi prosto w oczy — że o ile odzyskasz swój majątek, lub inaczej staniesz na nogi — nie śmiał powiedzieć, że przypuszcza, iż ożenię się z Lili — wypłacisz mi dziesięć tysięcy!
Suma była znaczna, ale w każdym razie warto było ryzykować, aby odzyskać utracone dokumenty, na zasadzie których mogłem otrzymać daleko więcej.
— Zgadzam się! — wyciągnąłem do niego rękę.
Potrząsnął nią mocno.
— Więc widzisz — rzekł — że warto być ze mną w przyjaźni. Jeszcze wszyscy wyjdziemy na porządnych ludzi. Tedy czekaj na wiadomość, ode mnie. Mam wrażenie, że udamy się tam dziś wieczór.
— Dokąd?
— Nie bądź... przepraszam, znów się omyliłem, niech pan nie będzie taki ciekawy! Wszystkiego w swoim czasie pan się dowie!
Z poprzedniej mojej znajomości z nim wiedziałem, że nic ponadto nie można było wyciągnąć z szefa, niźli sam chciał powiedzieć. Choć byłem zaciekawiony do najwyższego stopnia nie nalegałem.
— Do wieczora! — powtórzyłem.
— Proszę być wieczorem koniecznie w domu! Na pewno zawiadomię.

Potarł dłonią czoło, niby zastanawiając się nad

102